Panta Rhei

Tak Piotrek do exhibicji mojej osoby i mojeg zycia! Chce sobie postawic pomnik, bo przeciez nikt za mnie tego nie zrobi, bo niczym sobie nie zasluzylam na taki zaszczyt. Tak wiec nie mam innego wyjscia...

22 marca 2009

Adam Asnyk (1838 Kalisz - 1897 Krakow)

Adam Asnyk nie wierzyl w mozliwosc empirycznego poznania rzeczywistosci, bo rozum staje sie bezradny w miare postepu wiedzy. Cos w tym jest. Rozum bezradny. Prawdy nigdy nie poznamy, ale warto jej szukac, bo po drodze przezyjemy wiele ciekawych i pouczajacych przygod. Trzeba jednak byc odwaznym, bo nie raz moze byc ciezko i smutno.
Adam wyznawal obowiazek czynnego udzialu jednostki w duchowym procesie dazenia do powszechnej doskonalosc!
Postawa chyba zbyt romantczna (choc pozytywistyczna), a przenoszac ja do XXI wieku jest to postawa dobra dla uniwersyteckich intelektualistow tzn. tych, ktorzy w ucieczce od prawdziwego drapieznego swiata wola pozostac wiecznie w bezpicznej kryjowce uniwersytackich korytarzy.
Zazdroszcze tym tchorza!

portret Adama Asnyka namalowany przez innego wspanialego z serii "NA KOGO ZWROCILAM UWAGE" Jacka Malczewskiego

... a dlaczego o tym wszystkim mowie? ... tylko dlatego, ze znalazlam w swoim zeszycie dwa wiersze z serii erotyki, ktore zwrocily moja uwage na Adama Asnyka.

Zwiedly listek - Adam Asnyk (12-X-1869)

Nie moglem tlumic dluzej
Najslodszych serca snow,
Na listku bialej rozy
Skreslilem kilka slow.
Slowa, co w piersi drazaly
Nie wymowione w glos,
Na listku rozy bialej
Rzucilem tak na los!
Nadzieje, ktoram piescil,
I smutek, co mnie trul,
I wszystkom to umiescil,
Com marzyl i com czul.
Te cicha serca odpowiedz
Mialem jej poslac juz
I prosci o odpowiedz
Na litku bialych roz.
Lecz kiedy me wyrazy
Chcialem odczytac znow,
Dojrzalem w listku skazy,
Nie moglem odczytac slow.
I pozolkl listek wiotki,
Zatarl sie marzen slad
I zniknal wyraz slodki,
Com jej chcial poslac w swiat!

Myslalem, ze to sen - Adam Asnyk (5-IV-1870)

Myślałem, że to sen, lecz to prawda była:
Z nadziemskich jasnych sfer do mnie tu zstąpiła,
Przyniosła dziwny blask w swoich modrych oczach,
Przyniosła kwiatów woń na złotych warkoczach.
Podała rączkę swą - szliśmy z sobą razem,
Przed nami jaśniał świat cudnym krajobrazem,
Pośród rozkosznych łąk i gajów mirtowych,
Wiecznie zielonych wzgórz i wód szafirowych
Szliśmy, nie mówiąc nic - a mnie się wydało,
Żem życia mego pieśń wypowiedział całą,
Że z jej różanych ust jak z otwartej księgi
Czerpałem tajny skarb wiedzy i potęgi.
Wtem nagle przyszła myśl dziwna i szalona,
Żeby koniecznie dojść, skąd i kto jest ona.
I gdy zacząłem tak i ważyć, i badać,
Kwiaty zaczęły schnąć, a liście opadać,
I nastał szary mrok... a ja w swoim biegu
Stanąłem w gęstej mgle na przepaści brzegu.
Strwożony zmianą tą, zwróciłem się do niej;
Niestety, już jej dłoń nie była w mej dłoni.
Słyszałem tylko głos ginący w ciemności:
"Byłam natchnieniem twym, marą twej młodości!"
I pozostałem sam - i noc świat pokryła!
Myślałem, że to sen - lecz to prawda była!

Etykiety: