WILLIAM WHARTON - NIEZYJE
Jakos dziwnie mi sie zrobilo jak sobie zdalam z tego sprawe.
Nie mialam ochoty plakac z bezsilnosci.
Niebylam z rozpaczona.
Nie cierpialam.
Zrobilo mi sie tylko smutno.
Pogodzilam sie z PANTA RHEI.
Wiliam Wharton nie zyje, zmarl 16 listopada 2008.
Jego piekna starcza twarz (ale jeszcze nie zabardzo zryta zmarszczkami zeby odejsc) bedzie zawsze pojawiac sie przed moimi oczami, kiedy tylko pomysle o nim.
Niestety choroba...
Jejku cieszmy sie zyciem!
Cieszmy sie z kazdej zmarszczki na twarzy!
... im wiecej zmarszczek tym dumniejsi powinnismy byc ze CHOROBA nas omija.
W ktorejs ksiazce Wiliam pisal o facecie chorym na raka, ktoremu lekarze dali tylko pare miesiacy zycia. Facet zaczol uprawiac ostro sport, ale przede wszystkim pil litrami sok z wyciskanch przez siebie codziennie pomaranczy - zyl dlugo i dlugo!!!
Prosze jaka dobra rada.
Tak, wiec a propos mojego marzenia (ktore gdy sie narodzilo bylo calkowicie absurdalne i niedoosiagniecia) to kiedys pomyslalam sobie, ze chcialabym porozmawiac z Wiliamem.
Niestety nie umialam mowic po francusku, a przeciez (jak sobie wtedy pomyslalam) nigdy nie naucze sie na tyle dobrze wladac tym jezykiem, zeby moc porozmawiac z nim na tamaty ktore chcialabym z nim poruszyc.
Ben, niegdy nie zrobilam tyle wysilku zeby go odszukac...
To byl jedne z tych marzen, ktore sprawialy przyjemosc samym faktem , ze gdybym tylko chciala to by sie spelnilo. Jest w zasiegu mojej sily.
Uwielbialam patrzec na barki na Sekwanie i zastanawiac, ktora znich do niego nalezy i ze moze kiedys...
A teraz co mi pozostalo?
Chyba bede sie zastanawiac, ktora z barek mogla do niego nalezec i z ktorej to wskakiwal i nurkowal w brudnej Sekwanie...
I ZE JUZ NIEISTNIEJE.
PANTA RHEI
Etykiety: smierc
2 Comments:
At 16 grudnia, 2008 23:41, Anonimowy said…
Dokładnie, cieszmy się życiem. Cholera wie co nas czeka...Pozdr
At 18 grudnia, 2008 21:14, Panta Rhei said…
hey Byproject
musze zwiedzic Twoj project - chyba blogowy, co?
pozdrawiam serdecznie
Prześlij komentarz
<< Home